GMO: fakty i mity o modyfikowanej żywności i uprawach roślin transgenicznych

Co to jest GMO?

Ten i każdy podobny artykuł należałoby zacząć od wyjaśnienia, o czym właściwie będzie mowa. Zazwyczaj bowiem możemy przeczytać takie zdania: „Organizmy genetycznie modyfikowane (GMO) budzą wiele kontrowersji. Jedni naukowcy są za, drudzy przeciw”. Takie postawienie sprawy od razu wymaga sprostowania, bo GMO to pojęcie bardzo szerokie. Mieszczą się w nim na przykład zmodyfikowane mikroorganizmy czy zwierzęta laboratoryjne wykorzystywane w badaniach nad mechanizmami różnych chorób człowieka. GMO są także wykorzystywane w przemyśle farmaceutycznym – wiele leków jest wytwarzanych właśnie przez odpowiednio zmodyfikowane mikroorganizmy. Te GMO nie budzą kontrowersji, ani sprzeciwu „niektórych naukowców”. Kontrowersje zaczynają się tam, gdzie mowa jest o genetycznie zmodyfikowanych roślinach uprawnych w rolnictwie i o żywności otrzymywanej z takich upraw. Tak więc wrzucanie do jednego worka wszystkich GMO nie ma żadnego uzasadnienia, za to powoduje wiele zamieszania. Prowadzi to w prostej linii do takich absurdów, jak pojawiające się czasem insynuacje, że przeciwnicy transgenicznych upraw chcą zakazać produkcji insuliny czy innych leków oraz szczepionek. Nic bardziej mylnego!

Ramka I – „Dobre” i „złe” GMO

Wykorzystanie GMO w badaniach naukowych nie budzi kontrowersji i jest pożyteczne: dzięki temu naukowcy coraz lepiej rozumieją przyczyny różnych chorób człowieka i mogą szukać nowych leków i nowych metod terapii

Wykorzystanie GMO w przemyśle farmaceutycznym pozwoliło zwiększyć wydajność produkcji i obniżyć cenę niektórych bardzo ważnych leków i szczepionek

Badania naukowe z użyciem GMO są bezpieczne pod warunkiem ścisłego zachowania dobrej praktyki laboratoryjnej

GMO wykorzystywane w produkcji leków muszą być bardzo dokładnie przebadane pod względem bezpieczeństwa

Czy żywność wytworzona z GMO jest zdrowa?

Dość często możemy przeczytać w prasie, że żywność zawierająca GMO jest bezpieczna i zdrowa tak samo jak żywność tradycyjna, bo zarówno jedna, jak i druga żywność zawiera DNA. Rzeczywiście, z każdym posiłkiem zjadamy DNA, czyli materiał genetyczny pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Jednak to nie DNA budzi największe obawy sceptyków. To co jest potencjalnie niebezpieczne dla zdrowia w takiej żywności, to fakt, że wskutek transgenezy roślina może mieć znacznie zmieniony skład. Inżynieria genetyczna ma bowiem z klasyczną inżynierią wspólną tylko nazwę – nie jest to jednak technika precyzyjna. Przywykliśmy myśleć, że w transgenicznej roślinie został zmieniony jeden, dwa, czy tez kilka genów i to w sposób ściśle (po inżyniersku) zamierzony. Tymczasem proces transgenezy to manipulacja na żywym organizmie, która powoduje wiele niekontrolowanych efektów ubocznych: powstają mutacje, mogą się włączać i wyłączać zupełnie przypadkowe geny, mogą powstawać zupełnie nowe, nieznane białka. Także białka wytwarzane przez sztucznie wprowadzone geny mogą wchodzić w nieznane interakcje z naturalnymi białkami danej rośliny. To wszystko może potencjalnie prowadzić do powstawania toksyn, alergenów czy substancji obniżających właściwości odżywcze (ang. anti-nutrients). Wydaje się, że te zjawiska były zbyt mało zbadane zanim rośliny transgeniczne znalazły się na polach i na naszych talerzach.

Sam DNA roślin transgenicznych też może budzić pewne obawy. Nie jest to bowiem taki DNA jak normalnie zjadamy, lecz sztuczne konstrukty zawierające sekwencje pochodzenia wirusowego i bakteryjnego. Te sekwencje mogą narobić sporo zamieszania, przykładowo, mogą sprawić, ze nasza własna flora jelitowa wzbogaci się o geny odporności na antybiotyki. Jeżeli ta cecha zostanie przeniesiona na bakterie chorobotwórcze – kłopot gotowy – infekcji nie uda się zwalczyć za pomocą antybiotyków! Takie zjawiska zachodzą stosunkowo rzadko, ale nie da się ich całkiem wykluczyć. W literaturze naukowej są opisane przykłady różnych niepokojących efektów związanych ze spożywaniem GM żywności przez zwierzęta laboratoryjne a nawet ludzi. Moje osobiste zdanie jest takie, że odpowiedzialny naukowiec, który czyta na bieżąco literaturę fachową w tym zakresie – nie znajdzie podstaw, aby bezwarunkowo twierdzić, że żywność GMO jest całkowicie bezpieczna. Raczej będzie się skłaniać do stwierdzenia, że żywność taka powinna być dalej skrupulatnie badana.

Ramka II ZDROWIE

DNA, jaki jemy w naszej tradycyjnej diecie nie jest szkodliwy dla zdrowia, jednak cząsteczki DNA, z których zbudowane są konstrukty używane w inżynierii genetycznej, mogą mieć pewne potencjalnie niebezpieczne właściwości

W roślinie transgenicznej powstaje wiele nowych substancji, które potencjalnie mogą być szkodliwe. Wydaje się, że zbyt mało jest badań tego zjawiska

Wyniki niektórych badań naukowych wskazują, że żywność modyfikowana genetycznie może wywoływać szkodliwe efekty, które ujawnią się po latach lub nawet w następnych pokoleniach

Brak obowiązku znakowania żywności modyfikowanej genetycznie w USA powoduje, że w kraju, gdzie najdłużej występuje taka dieta, nie da się przeprowadzić badań porównawczych i ocenić rzeczywistego wpływu żywności GMO na zdrowie

Po co nam uprawy GMO?

Obecnie mamy do czynienia z olbrzymią propagandą, aby zalegalizować uprawy roślin transgenicznych w Polsce. Kiedy się jednak dobrze zastanowić, to okazuje się, że brak przekonujących argumentów za tym, że uprawy transgeniczne w Polsce mają jakikolwiek sens. Wskazują na to doświadczenia tych krajów, które uprawiają GMO od kilkunastu lat. Jakie są argumenty przemysłu biotechnologicznego za wprowadzeniem tego typu upraw w Polsce? Lobby biotechnologiczne szafuje bardzo nośnym argumentem, że światu grozi klęska głodu i rozwiązaniem tego problemu są właśnie uprawy GMO. Jednak w Polsce nie grozi nam głód. Wręcz przeciwnie – mamy problem nadprodukcji żywności i administracyjne ograniczenia ze strony UE – różne „kwoty” mleczne, „kwoty” cukrowe itp. A zatem argument, że musimy uprawiać GMO, bo musimy zwiększyć wydajność naszego rolnictwa jest zupełnie chybiony!

Co więcej, różne opracowania naukowe, np. raport dr Charlesa Benbrooka* z 2009 r., oparty na oficjalnych danych amerykańskiego Departamentu Rolnictwa czy tegoroczny raport Greenpeace pt. „Prawdziwe koszty upraw GMO” wskazują, że obiecywany przez firmy biotechnologiczne wzrost wydajności upraw transgenicznych jest tylko mitem. Okazuje się że stosowanie GM odmian odpornych na herbicyd nie zwiększa wydajności plonów, a w przypadku odmian odpornych na szkodniki wzrost wydajności jest zaledwie minimalny. Z raportu Benbrooka tego wynika, że wzrost wydajności rolnictwa na przestrzeni ostatnich 20 lat zawdzięczamy przede wszystkim stałemu ulepszaniu odmian uprawnych metodami tradycyjnymi, a nie metodą inżynierii genetycznej. A więc świat uratują od klęski głodu nie odmiany transgeniczne, ale tradycyjne odmiany uprawne, przystosowane do lokalnych warunków klimatycznych oraz zrównoważone i naturalne rolnictwo, które nie eksploatuje gleby w nadmierny sposób tak jak robią to monokultury GMO i agrobiznes nastawiony na maksymalizację zysku za wszelką cenę.

Czy uprawy GMO są bardziej opłacalne?

Kolejna obietnica, jaką przemysł biotechnologiczny kusi rolników to obietnica wyższych zysków. Jest to kolejna obietnica bez pokrycia. Przykładowo, w sezonie rolnym 2010 w USA ziarno GM bawełny jest 6 razy droższe niż odmiany tradycyjne. Cena worka nowej soi RR 2 jest o ok. 42% wyższa niż odmiany RR sprzedawanej w zeszłym roku. W latach 80-tych obsianie akra ziemi kukurydzą kosztowało 25 USD, dzisiaj, kiedy sieje się odmiany transgeniczne kosztuje to ok. 100 USD (cyt. za Benbrook: The magnitude and impact of the biotech and organic organic seed price premium, grudzień 2009). Wyższa cena ziarna i opłaty licencyjne oraz inne koszty zmniejszają więc zysk rolnika. Po co więc nam odmiany GMO w Polsce, skoro ani nie dają wyższych plonów, ani nie są bardziej opłacalne?

Plaga superchwastów

Kolejny problem to powstawanie tzw. superchwastów, które uodporniają się na herbicydy – tak samo, jak transgeniczne odmiany uprawne. To, co do niedawna było lekceważone i wręcz wyśmiewane przez biotechnologię, stało się niestety zupełnie realnym problemem. Rolnicy w Argentynie i w USA wrócili do wykopywania chwastów motyką, bo nie da się inaczej zwalczyć 3-metrowych roślin szarłatu Palmera (Amaranthus Palmerii) odpornego na glifosat. Dochodzi nawet do tego, że rolnicy po prostu porzucają swoje pola, nie mogąc dać sobie rady z usuwaniem chwastów! Czy to jest rzeczywiście ten model rolnictwa, który chcemy mieć w Polsce??? W imię jakich celów i w imię czyich interesów? Oczywiście, firmy biotechnologiczne uspakajają, że w ich laboratoriach już powstają nowe, ulepszone odmiany. Te nowe odmiany będą oczywiście droższe od poprzednich, a za kilka lat problem odporności chwastów powróci. Straty pozostaną – jak zawsze, po stronie rolnika, a zyski trafią do gigantów agrobiznesu. Bardzo aktualne jest więc pytanie, o kształt nowej ustawy o GMO, która de facto zadecyduje o przyszłości polskich rolników i polskiej wsi.

Sytuacja prawna w Polsce

Co prawda ramowe stanowisko rządu z 2006 i 2008 roku zawiera zapis, że Polska dąży do tego, aby być krajem wolnym od GMO, jednak jak dotąd nic z tego nie wynika. Co więcej – rządowy projekt ustawy, wbrew ramowemu stanowisku dopuszcza uprawy GMO na polskich polach. Pytanie, czy to jest w interesie naszego Kraju? Pytanie, dlaczego rolnicze potęgi takie jak Niemcy i Francja wprowadziły zakaz upraw GMO? A za nimi kolejne kraje UE oraz Szwajcaria? Czy te rządy zrobiły na złość swoim rolnikom? Czy raczej wręcz przeciwnie – ich działania stanowią ochronę interesów francuskich, niemieckich i innych europejskich rolników? Nikt nie odważy się chyba powiedzieć (a taki argument często padał pod adresem Polski), że te kraje nie idą z postępem. Może więc idąc za przykładem przodujących krajów Europy i realizując swoje ramowe stanowisko, polski rząd powinien wreszcie wprowadzić zakaz upraw kukurydzy MON810 i ziemniaka Amflora. Mamy narzędzia prawne, aby tego dokonać i wbrew temu, jak straszą niektórzy, nie grożą nam żadne kary finansowe ze strony UE. Żaden z unijnych krajów, które wprowadziły zakaz upraw GMO nie ponosi z tego tytułu kar finansowych, bo Komisja Europejska nie jest w stanie tego przegłosować.

Lobby pro-GMO

Dlaczego więc ta sprawa wydaje się tak trudna? Stara prawda mówi, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jesteśmy potęgą rolną i tu idzie gra o polski rynek rolny! Ile hektarów można w Polsce obsiać transgenicznym ziarnem i jaki to jest zysk dla producenta nasion! Jesteśmy także blisko 40-milionowym rynkiem konsumenckim i gra idzie także o ten rynek, o to, aby przekonać Polaków, że żywność ze zchemizownej, monokulturowej uprawy GMO jest bezpieczna i zdrowa. Tej żywności nie chcą kupować konsumenci europejscy. Może więc uda się ją upchać na polskim rynku? Ze sprawozdań finansowych Monsanto wynika, że w 2009 roku firma wydała blisko 9 mln USD na lobbing. Oprócz tego hojnie sponsorowała wielu amerykańskich polityków różnych ugrupowań. Nie ma danych, ile wydaje na lobbing firma Monsanto Polska. Wiadomo natomiast, że Robert Gabarkiewicz, wysoki urzędnik firmy Monsanto Polska jest także czołową postacią w stowarzyszeniu Polska Federacja Biotechnologii, które jako rzekomo niezależny podmiot wzięło sobie za misję propagowanie upraw i żywności GMO. Prezesem Polskiej Federacji Biotechnologii jest prof. Tomasz Twardowski z Poznania, znany bardzo dobrze z licznych wypowiedzi w mediach – zawsze w tonie promującym GMO. Aktywną promocją GMO zajmuje się także firma pod niewinną i mylącą nazwą Niezależna Agencja Prasowa, która jest właścicielem domeny internetowej gbepolska.pl Z kolei członkami GBE Polska są następujące firmy: BASF, Bayer CropScience, Dow AgroSciences, DuPont, KWS, Monsanto i Syngenta, czyli największe firmy z branży biotechnologicznej, produkujące i sprzedające GMO. Jak się wydaje, to właśnie ten zaklęty krąg powiązań odpowiada za to, że większość poczytnych gazet chętnie publikuje artykuły promujące uprawy GMO i ośmieszające ich przeciwników. Za to głosy krytyczne z trudem przebijają się do mediów.

Światełko w tunelu

Jest jednak i dobra wiadomość – dnia 8.07.2010 zakończyła pracę sejmowa podkomisja do spraw rozpatrzenia rządowego projektu ustawy „Prawo o organizmach genetycznie zmodyfikowanych”, której przewodniczył prof. Jan Szyszko. W początkowej wersji projekt ustawy umożliwiał komercyjne uprawy odmian GMO. Jednak dzięki inicjatywie posłów PiS, w trakcie prac podkomisji, wprowadzono do projektu ustawy zakaz obrotu materiałem siewnym genetycznie zmodyfikowanym i zakaz uprawy roślin GMO. Zaostrzono także maksymalne kary za łamanie prawa – do 12 lat więzienia i 250 000 zł. Spośród członków podkomisji zmiany te poparli posłowie PiS, PSL i SDPL wskazując, iż w dalszych pracach legislacyjnych należy wyeliminować jeszcze wiele niedociągnięć, zachowując główny cel – a mianowicie to, że Polska ma być krajem całkowicie wolnym od GMO. Przeciwko sprawozdaniu podkomisji głosowali posłowie PO.

Teraz należy mieć nadzieję, że projekt ustawy uzyska akceptację obu izb parlamentu. Tak poprawiona ustawa daje bowiem gwarancję, że polscy rolnicy i konsumenci będą chronieni przez prawo tak samo, jak obywatele innych krajów UE, które już wcześniej zakazały upraw GMO.

Ramka III REKLAMA Z RZECZYWISTOŚĆ

Genetycznie modyfikowane odmiany roślin uprawnych są reklamowane jako bardziej wydajne, pozwalające zredukować zużycie pestycydów, a nawet jako ratunek dla cierpiących głód krajów trzeciego świata. Jak każda reklama, reklama odmian GMO jest dość daleka od rzeczywistości.

Niezależni naukowcy wciąż mają wątpliwości dotyczące wpływu żywności GMO na nasze zdrowie i wpływu tych upraw na środowisko naturalne. Jedynie producenci odmian GMO i lobbyści przemysłu biotechnologicznego nie mają żadnych wątpliwości i agresywnie przekonują o zaletach tych upraw. Niestety, w gronie entuzjastów jest też wielu utytułowanych polskich badaczy, którzy swoim autorytetem wspierają ekspansję koncernów agrochemicznych.

Nie zważając na rzekome zalety, coraz więcej krajów UE wprowadza zakaz upraw GMO. Zakaz upraw kukurydzy MON810 wprowadziły Niemcy, Austria, Węgry, Grecja, Luksemburg, Bułgaria, Włochy i Francja. Rządy tych krajów kierują się tzw. zasadą przezorności (ang. precautionary principle). Polski rząd powinien zrobić to samo!

Uprawy GMO są zagrożeniem dla niezależności tradycyjnych rolników: obiecywane zyski są dyskusyjne, uprawy mogą być nieopłacalne w przypadku małych gospodarstw, umowy licencyjne z koncernami – są niekorzystne dla rolników. Tradycyjne uprawy często ulegają zanieczyszczeniu roślinami GMO z sąsiednich pól – kontrolerzy koncernów żądają wówczas wysokich odszkodowań pieniężnych za… „nielegalną uprawę”. Tego wszystkiego doświadczyli rolnicy w krajach, gdzie najwcześniej uprawiane były GMO (Kanada, USA, Indie, Argentyna) i tam sprzeciw rolników jest coraz większy.

Kurczą się rynki zbytu na produkty GMO, gdyż konsumenci nie chcą jeść modyfikowanej genetycznie żywności. Producenci ziarna GMO mają więc problemy ze zbytem. Tymczasem siłą polskiej ekonomii jest produkcja naturalnej żywności, na którą zawsze jest popyt. Dlatego powinniśmy bronić naszych pól przed GMO, bo inaczej my także stracimy rynki zbytu.

Ramka IV WARTO PAMIĘTAĆ:

Za uprawami GMO kryje się potężne lobby. Misją koncernów z pewnością nie jest zbawianie świata, lecz po prostu biznes. Nie bez powodu już 8 krajów UE wprowadziło zakazy upraw GMO (m.in. Niemcy i Francja), a kolejne szykują się do tego kroku. Polska szczyci się dziś produkcją żywności poszukiwanej i cenionej na rynkach europejskich. Te rynki zbytu zamkną się przed polskimi rolnikami, gdy w naszych produktach pojawi się zanieczyszczenie domieszką GMO.

*) Doc. dr hab. Katarzyna Lisowska, biolog molekularny, absolwentka Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, pracownik działu badawczego Centrum Onkologii w Gliwicach.